Friday 12 October 2012

Claude McKay - Banjo

Na pierwszy rzut oka 'Banjo' to łotrzykowska opowieść o grupie trampów - plażowych chłopców, którzy spędzają całe dnie włócząc się po szemranych zakątkach Marsylii od jednego bistro do drugiego, tańcząc i pijąc.

Opisy portowego życia w latach dwudziestych są pełne poezji i uroku, ale ta powieść to coś więcej niż nostalgiczne wspominki minionych czasów. Kosmpolityczny port, w którym spotyka się cały świat i nikt nie jest naprawdę w domu idealnie pasuje do poruszenia kwesti rasy. Między jedną butelką wina a drugą bohaterowie dyskutują prezentując każdy możliwy punkt widzenia i postawę względem rasy i rasizmu.

Taka sceneria i przedstawianie czarnych nie zaskarbiły McKay'owi sympatii innych autorów z ruchu tzw. Renesansu Harlemu, którzy uważali, że szkaluje on własną rasę (ha, ha, chciałam napisać 'oczernia').
McKay broni się słowami Raya, jednego ze swoich bohaterów (które przetłumaczę po swojemu, bo nikt tej książki jeszcze oficjalnie na polski nie przełożył):

"Myślę o mojej rasie tyle samo co ty. Nie mogę patrzeć na to jak jest kopana i opluwana przez białych, bo to przecież dobry, ziemię miłujący lud. Będę walczył, jeśli trzeba będzie walczyć, ale jeśli opowiadam historię - to cóż, jest tak jest, jesteśmy tu wszyscy, czarni, brązowi i biali, i ja opowiadam historie, bo je kocham opowiadać."

'Banjo' to w gruncie rzeczy 'trans-nacjonalistyczna' powieść, przykład konceptu tzw. rasy-narodu. Trochę jakby McKay chciał krzyknąć "Czarni wszystkich krajów łączcie się!" i upewnił się, że uwzględnia w swojej książce wszystkich po równo, czy to Afrykanów, czy czarnych z Karaibów lub USA. Fajnie by było, gdyby udzielił też głosu jakimś kobietom, bo wszystkie które pojawiają w powieści służą bardziej za rekwizyty. Niemniej jednak jest to dobra książka, aczkolwiek prawie bez fabuły (jak zresztą ostrzega z góry jej podytuł - "A Story Without a Plot").

Trudno powiedzieć, który punkt widzenia McKay dzieli ze swoimi bohaterami, ale ogólna konluzja zdaje się wyrażać przez ten cytat:

"Niczego bardziej nie nienawidzę jak chrześcijańskiej moralności. Jest fałszywa, zdradziecka i i pełna hipokryzji. Wiem to, bo sam byłem jej ofiarą w waszym białym świecie, i konkluzja do jakiej doszedłem jest taka, że świat musi się pozbyć tych fałszywych moralności i zacząć pielęgnować dobre obyczaje, nie jakieś towarzyskie dobre maniery, tylko zwyczajną ludzką przyzwoitość i tolerancję."

Amen

PS. Dziwnie mi się tłumaczyło tę recenzję na język polski, bo jakiś taki jeszcze on jest nienawykły do opisywania kwestii rasowych. Cały czas, na przykład, nie mogę się zdecydować, czy powinnam używać słowa 'Murzyn'. Według mnie ma dość negatywne konotacje i gdy ktoś ostatnio przy mnie, w eleganckim towarzystwie, powiedział 'sto lat za Murzynami' to trochę mnie to zażenowało. Większość czarnych, których znam, którzy mówią po polsku niemal od urodzenia, czyli można powiedzieć, że 'czują' ten język, raczej się obraża za 'Murzyna'.

No comments:

Post a Comment